Od 15 lat domagają się remontu łazienki. Wszystko przez samowolę budowlaną sąsiadki

Mieszkające w Gdańsku (woj. pomorskie) małżeństwo od kilkunastu lat zmaga się ze skutkami samowoli budowlanej, jakiej w 1986 r. dopuściła się ich sąsiadka. Od 2009 r. w łazience pana Jerzego i pani Bożeny znajdują się dwie drewniane belki, które podtrzymują sufit przed zawaleniem. Choć kobieta, która przeprowadziła remont, przyznaje, że wykroczył on poza zakres zezwolenia, a nadzór budowlany zobowiązał ją do przywrócenia stanu poprzedniego, sytuacja nie uległa poprawie od 15 lat.

Sprawę opisała "Interwencja". Państwo Bieńkowie codziennie od 15 lat ponoszą konsekwencje remontu, jaki niemal cztery dekady temu przeprowadziła ich sąsiadka. Na środku ich łazienki stoją dwa drewniane stemple, które nie tylko zabezpieczają sufit przed zawaleniem, ale też uniemożliwiają swobodne korzystanie z pomieszczenia. Dlaczego do te pory nie naprawiono szkód? Sąsiadka wskazuje, że nie ma środków pieniężnych potrzebnych do jego wykonania, a poszkodowani nie godzą się z ostatnią decyzją sądu.

Domagają się remontu łazienki. Sprawa ciągnie się latami

O nielegalnym remoncie z 1986 r. państwo Bieńkowie dowiedzieli się dopiero ponad dwie dekady później, kiedy nastąpiła katastrofa budowlana i strop w łazience zaczął się zrywać. - To było zaraz po sylwestrze. Według mnie to przejechała ciężarówka jakaś i to po prostu trzasnęło, te kafle się spiętrzyły na ścianach poodpadały - powiedział Jerzy Bieniek relacjonując wydarzenia z 2009 r. Dodał, że do zawalenia doszło wskutek regularnego zalewania mieszkania przez sąsiadkę z góry. 

Reklama

Wówczas w łazience państwa Bieńków zastosowano tymczasowe - jak się przynajmniej wydawało - rozwiązanie, polegające na zabezpieczeniu pęknięcia dwoma drewnianymi belkami.

Kobieta, która przeprowadziła remont przyznaje, że wykroczono poza zakres pozwolenia. - Tak, ale to są małe zmiany, które nie mają znaczenia dla substancji budynku - powiedziała w rozmowie z reporterem "Interwencji". 

Nadzór budowalny w Gdańsku zobowiązał sąsiadkę państwa Bieńków do przywrócenia stanu poprzedniego. Niestety, pomimo upływu 15 lat, nic się w tej sprawie nie zmieniło. - Przecież codziennie muszę włosy umyć, umyć się. Muszę trzymać się tej belki i przechodzić. Ciężko, naprawdę ciężko - opowiada pani Bożena. 

Przeprowadzenie remontu wiązałoby się z koniecznością podwyższenia czynszu

Dlaczego sprawa do dzisiaj nie została rozwiązana? Z uwagi na liczne odwołania sporządzone przez małżeństwo, jak i ich sąsiadkę, pan Bieniek twierdzi, że ma do czynienia z "piłeczką pingpongową".  

Decyzją sądu administracyjnego koszt remontu miałaby pokryć wspólnota mieszkaniowa, co jednak wiązałoby się z podwyżką czynszu państwa Bieńków o 300 zł, na co nie ma ich zgody. Natomiast kobieta, która została zobowiązana do przywrócenia stanu poprzedniego twierdzi, że "zniszczeń nie dokonała celowo". - Niech mi pan powie, bo ja dopiero od marca mam 2 tys. zł emerytury na rękę. A tak miałam 1500 -1700 zł, skąd ja mam wziąć pieniądze? - zapytała reportera "Interwencji". 

- Ja już nie wierzę w sprawiedliwość. Mam dosyć wszystkiego - podsumowuje mieszkaniec gdańskiej kamienicy.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: remont | mieszkanie | wyrok
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »